Bóg pokazał nam, że istnieje…

„Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”

Ewangelia wg św, Łukasza 1,37

Trochę o nas

Jesteśmy małżeństwem od 2009r. Obecnie mamy dwójkę dzieci na ziemi (syna i córkę) oraz jedno w niebie. Przed nawróceniem nasze relacje małżeńskie bywały różne. Wiele radosnych chwil, ale również chwil pełnych ciszy i braku rozmowy oraz wzajemnego zrozumienia. Bywały kłótnie, sprzeczki, chyba jak w każdym małżeństwie. Do kościoła chodziliśmy, a bynajmniej staraliśmy się chodzić, co niedzielę. Zgodnie z tym czego nas nauczyli rodzice. Osobiście do mojego nawrócenia nigdy nie pogłębiałem tematów związanych z wiarą katolicką. Podczas Mszy Świętej zazwyczaj myśleliśmy o rzeczach, które zupełnie nie były związane z tym, co akurat dzieje się na ołtarzu. Patrząc na to dzisiaj można powiedzieć, że zachowywaliśmy się jak dobrze zaprogramowane roboty, wykonując śpiewy, modlitwy i postawy ciała w momentach, w których akurat były wymagane. Głowa odpływała, zanurzona w tematach, problemach otaczającego nas świata i spraw doczesnych. Bywało również, że przychodziły super pomysły na biznes, hobby itp. Myśleliśmy o wszystkim, tylko nie o aktualnie sprawowanej Mszy Świętej.

Ukierunkowanie na nową drogę

Trwała pandemia, czas wielu niejasności, kłamstw, ale zarazem trudnych wyborów, szczególnie dla katolików. Nasze nawrócenie nastąpiło właśnie w tym trudnym okresie. Mimo naszych niedoskonałości w wypełnianiu obowiązków religijnych, mieliśmy okresy, w których modliliśmy się do Matki Bożej dziesiątką różańca lub lub tylko jednym Pozdrowieniem anielskim – zarówno w sprawach służbowych, jak i codziennych. Dokładnie tak, jak mówi przysłowie: „jak trwoga to do Boga”. Niepokalana Maryja zawsze pomagała, lecz to my zazwyczaj zawodziliśmy, gdyż szybko zapominaliśmy o łaskach, które otrzymaliśmy za Jej wstawiennictwem. Tym razem było inaczej.

Nastąpiły dni, w których modliliśmy się o prawdę. Było tyle niepewności w otaczającym nas świecie, mnożyły się pytania w wielu kwestiach związanych z pandemią, szczepieniami itp. I tym razem nasze krótkie, ale szczere modlitwy zostały wysłuchane. Wierzę, że jako informatyk, światło i ukierunkowanie na drogę, którą miałem obrać z woli Bożej otrzymałem poprzez materiały, które do mnie trafiły za pośrednictwem Facebook’a oraz YouTuba. Wiesz na pewno, że tego typu serwisy potrafią dopasować treści do zainteresowań m.in na podstawie filmów, które wcześniej oglądałeś. Co ciekawe, ja nigdy wcześniej nie oglądałem filmów związanych z tematami religijnymi, a tym bardziej nie słuchałem kazań za pośrednictwem tych nośników medialnych. Natrafiłem więc na świadectwa osób ze wspólnoty Wojowników Maryi. Później ogromne wrażenie wywarło na mnie kazanie ks. Dominika Chmielewskiego, wygłoszone podczas Nocy Walki o Błogosławieństwo dla Polski w Licheniu.

6 listopada 2021 roku Wojownicy Maryi przybyli do Bydgoszczy, gdzie mieszkamy. Bardzo chciałem zobaczyć na żywo osoby, których słuchałem w internecie. Dzisiaj wiem, że tę potrzebę zaaranżowała Matka Boża, wtedy nie byłem tego jeszcze świadomy. Idąc pieszo z przystanku widziałem wielu mężczyzn z flagami, na których widniał wizerunek Matki Bożej. Na Starym Rynku zgromadziło się naprawdę sporo mężczyzn. Przyjechali z całej Polski i zza granicy. To wywarło na mnie ogromne wrażenie ale nie było to jeszcze impulsem do nawrócenia. Ze Starego Rynku przeszliśmy do Bazyliki. Idąc w procesji różańcowej – było mi jakoś dziwnie ciężko. Szedłem i modliłem się obserwując reakcję ludzi na poboczu. Jedna pani kręci głową, druga nagrywa telefonem, jeszcze inni modlą się z nami. W końcu dotarliśmy do celu.

źródło: https://metropoliabydgoska.pl/wojownicy-maryi-w-bydgoszczy-ulicami-miasta-przeszedl-meski-rozaniec-zdjecia/

Wewnątrz pełen kościół, naprawdę nie było gdzie usiąść. Znowu krótka modlitwa do Matki Bożej – „Maryjo jeżeli chcesz abym tu został, z pewnością znajdziesz dla mnie miejsce”. Mówiłem to w myślach, stojąc w przejściu i rozglądając się za wolnym miejscem dla siebie. Niestety nic nie było, kościół pełen był mężczyzn. Lecz po chwili, ku mojemu zdziwieniu zawołał mnie jeden z braci siedzący nieopodal i zaprosił mnie, abym usiadł obok. To było zaskakujące i niesamowite! Rozpoczęła się Msza Święta, po niej konferencję wygłosił ks. Dominik Chmielewski. Z ust kapłana padły słowa, które przeszywały moje serce. Do dzisiaj szczególnie zapamiętałem zdanie: „każdym grzechem popełnionym tu na ziemi, biczujemy przywiązanego do słupa Pana Jezusa” . Później przyszedł czas na przerwę i posiłek na powietrzu razem z wojownikami. Po przerwie dalsza część uroczystości. Rozpoczęła się mała wojna w mojej głowie z myślą, która sugerowała dość mocno, aby wracać do domu i już tu nie siedzieć. W międzyczasie rozpoczęła się adoracja Pana Jezusa Eucharystycznego oraz modlitwy o uzdrowienie ducha i ciała, którą również przeżyłem walcząc z różnymi myślami, ale też myśląc o słowach, które padały z głośników bazyliki. Powrót do domu spacerkiem dał mi chwilę na przemyślenia i wnioski. Później relacja mojej kochanej małżonce z całego wydarzenia Widziałem w jej oczach ciekawość i odrobinę zaskoczenia. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o łaskach, które otrzymałem od Pana Boga po tym spotkaniu.

Spotkanie z wojownikami w Bydgoszczy odbyło się w sobotę, a łaski, które otrzymałem zauważyłem dopiero w poniedziałek, gdy wróciłem do pracy. Najpierw zauważyłem, że bardzo razi mnie wulgarne słownictwo, wypowiadane przez otaczających mnie współpracowników. Spostrzegłem równocześnie, że sam nie potrafię tych słów używać. Zrobiło się trudno, gdyż każde z tych słów bardzo mnie raziło. W następnych dniach zorientowałem się również, że ogromnie brzydzę się nieczystością, wszelką pornografią – zdjęciami, filmikami przekazywanymi od znajomego do znajomego. Zniknęły również zachęty, uległości oraz wiele innych, związanych z męską nieczystością, które do tej pory mnie prześladowały. Gdy natrafiałem na jakąkolwiek fotografię Męki Pana Jezusa, łamało mi się serce i bardzo się wzruszałem.

Te wszystkie łaski otrzymałem po jednym spotkaniu, gdy świadomie i dobrowolnie powiedziałem Bogu tak, podobnie jak Matka Boża podczas Nawiedzenia Jej przez Świętego Michała Archanioła. Te wydarzenia bardzo mocno zakorzeniły się w moim sercu i pamiętam o nich do dziś. Był i nadal jest to dla mnie ogromne świadectwo żywego działania Boga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Właśnie ta Boża gwałtowność i łaski z niej wynikające spowodowały moje nawrócenie. Nieprawdopodobne jest wyleczyć się z tego wszystkiego, co mnie prześladowało, w dosłownie kilka godzin. Dzisiaj wiem doskonale, że były to problemy natury duchowej.

Przygotuj miejsce dla Jezusa w swoim sercu!

Przy wszystkich tych wydarzeniach nie sposób nie wspomnieć o tym, co spotkało mnie w Kaplicy Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, mieszczącej się przy Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Wyżynach. Przychodziłem tam regularnie, początkowo nawet codziennie. Wojownicy Maryi odmawiali w tym czasie Litanię do św. Andrzeja Boboli. Czułem w sercu potrzebę, by dołączyć do modlitwy. Pewnego razu, modląc się tam na różańcu, poczułem w sercu ciepło, które z minuty na minutę narastało. W krótkim czasie uczucie to stało się tak silne, że było niemal nie do wytrzymania. Byłem przekonany, że doświadczam czegoś mistycznego — tak, jakby Pan Bóg dotykał mojego serca i pozwalał mi odczuć, jak wielką miłością darzy każdego z nas. To doświadczenie powtórzyło się jeszcze dwukrotnie i za każdym razem, gdy nie mogłem już wytrzymać, prosiłem Go, by przestał, jednocześnie dziękując za to niezwykłe uczucie. Opowiadam o tym przeżyciu w filmie, który miałem przyjemność współtworzyć. Możesz obejrzeć go tutaj.

To jeszcze nie wszystko! Był pewien wyjątkowy moment, który bardzo zapadł mi w pamięć. Pamiętam, że w Kaplicy nadal trwała modlitwa Wojowników Maryi. Każdego dnia prowadził ją inny wojownik. Siedziałem w drugiej lub trzeciej ławce od końca, po prawej stronie. Przede mną siedziała kobieta oraz kilka innych osób. W pierwszej ławce znajdował się wojownik prowadzący modlitwę. W pewnym momencie kobieta siedząca przede mną wstała i podała mu książkę, którą miała ze sobą. Choć prowadzący siedział tyłem, widać było jego zaskoczenie, ale z pokorą przyjął propozycję i rozpoczął czytanie. Nie pamiętam dziś, co było czytane, ale wydarzyło się wtedy coś niezwykłego. Nagle wyciszyło się wszystko, co słyszałem, jakbym został otoczony przez jakąś szklaną kopułę — głos wojownika stał się bardzo niewyraźny. W tej ciszy rozległ się męski głos, mówiący: „Przygotuj miejsce dla Pana Jezusa w swoim sercu”. To było coś niesamowitego… Po chwili usłyszałem jeszcze trzy słowa: „Pycha, Kłamstwo, Chciwość”. Po tych słowach wszystko wróciło do normy. Gdy wojownik zakończył czytanie, oddał książkę kobiecie, która mu ją przekazała. Ona obejrzała się za siebie i spojrzała wprost na mnie — jakby to wszystko, co się wydarzyło, było przeznaczone dla mnie. Z ciekawości zerkałem na książkę, ale było ciemno i trudno było cokolwiek dostrzec. Nie miałem odwagi zapytać, bo często miałem trudności w nawiązywaniu nowych relacji. Pamiętam jedynie, że na okładce widniał krzyż z ukrzyżowanym Panem Jezusem.

Gdy wróciłem do domu, żona od razu zauważyła, że coś się wydarzyło. Opowiedziałem jej o głosie, który usłyszałem w Kaplicy. Do dziś nie wiem, czyj to był głos, ale byłem pewien jednego — musimy się poważnie nawrócić.

Przygotuj miejsce dla Jezusa w swoim sercu!

Przy wszystkich tych wydarzeniach, nie sposób nie wspomnieć o tym, co spotkało mnie w Kaplicy Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu, mieszczącej się przy Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Wyżynach. Przychodziłem tam regularnie, początkowo nawet codziennie. Wojownicy Maryi odmawiali w tym czasie Litanię do św. Andrzeja Boboli. Czułem w sercu potrzebę, by dołączyć do modlitwy. Pewnego razu, modląc się tam na różańcu, poczułem w sercu ciepło, które z minuty na minutę narastało. W krótkim czasie uczucie to stało się tak silne, że było niemal nie do wytrzymania. Byłem przekonany, że doświadczam czegoś mistycznego — tak, jakby Pan Bóg dotykał mojego serca i pozwalał mi odczuć, jak wielką miłością darzy każdego z nas. To doświadczenie powtórzyło się jeszcze dwukrotnie i za każdym razem, gdy nie mogłem już wytrzymać, prosiłem Go, by przestał, jednocześnie dziękując za to niezwykłe uczucie. Opowiadam o tym przeżyciu w filmie, który miałem przyjemność współtworzyć. Możesz obejrzeć go tutaj.

To jeszcze nie wszystko! Był pewien wyjątkowy moment, który bardzo zapadł mi w pamięć. Pamiętam, że w Kaplicy nadal trwała modlitwa Wojowników Maryi. Każdego dnia prowadził ją inny wojownik. Siedziałem w drugiej lub trzeciej ławce od końca, po prawej stronie. Przede mną siedziała kobieta oraz kilka innych osób. W pierwszej ławce znajdował się wojownik prowadzący modlitwę. W pewnym momencie kobieta siedząca przede mną wstała i podała mu książkę, którą miała ze sobą. Choć prowadzący siedział tyłem, widać było jego zaskoczenie, ale z pokorą przyjął propozycję i rozpoczął czytanie. Nie pamiętam dziś, co było czytane, ale wydarzyło się wtedy coś niezwykłego. Nagle wyciszyło się wszystko, co słyszałem, jakbym został otoczony przez jakąś szklaną kopułę — głos wojownika stał się bardzo niewyraźny. W tej ciszy rozległ się męski głos, mówiący: „Przygotuj miejsce dla Pana Jezusa w swoim sercu”. To było coś niesamowitego… Po chwili usłyszałem jeszcze trzy słowa: „Pycha, Kłamstwo, Chciwość”. Po tych słowach wszystko wróciło do normy. Gdy wojownik zakończył czytanie, oddał książkę kobiecie, która mu ją przekazała. Ona obejrzała się za siebie i spojrzała wprost na mnie — jakby to wszystko, co się wydarzyło, było przeznaczone dla mnie. Z ciekawości zerkałem na książkę, ale było ciemno i trudno było cokolwiek dostrzec. Nie miałem odwagi zapytać, bo często miałem trudności w nawiązywaniu nowych relacji. Pamiętam jedynie, że na okładce widniał krzyż z ukrzyżowanym Panem Jezusem.

Gdy wróciłem do domu, żona od razu zauważyła, że coś się wydarzyło. Opowiedziałem jej o głosie, który usłyszałem w kaplicy. Do dziś nie wiem, czyj to był głos, ale byłem pewien jednego — musimy się poważnie nawrócić.

Czas nawrócenia

Rozpoczął się nasz proces nawracania. Nie był to proces kilkudniowy. Rozpoczęliśmy 33-dniowe rekolekcje: „Przygotowanie do aktu zawierzenia się Jezusowi przez ręce Maryi według św. Ludwika Marii Grignion de Montfort”. Podczas ich trwania zdecydowałem razem z małżonką, że przystąpimy do spowiedzi generalnej. Szczerze mówiąc rekolekcje udało się skończyć dopiero za 3 razem. Zmieniło się otoczenie, znajomi – choć bardzo wszystkich szanujemy, to przez wielu jesteśmy do dzisiaj postrzegani jako świry, lub katolicki beton :). Nastąpiła zmiana życia na wielu płaszczyznach. Czułem, że jest jakaś nieznana mi siła, której to wszystko się nie podoba. Bywało, że w nocy przebudziłem się i dusiłem się własną śliną. Czasami też przebudzałem się w nocy i odczuwałem niepokój. Ale w każdej takiej sytuacji zasypiałem szybko odmawiając kilka Zdrowaś Maryjo. Matka Boża troszczyła się o nas przez cały czas. Wierzę bardzo, że nieraz wstawiała się w naszej obronie.

Rozpocząłem w międzyczasie formację w grupie Wojowników Maryi. To był czas walki ze swoimi słabościami, ale również czas, w którym Pan Bóg pokazywał mi i mojej małżonce wiele rzeczy, których nigdy wcześniej bym nie zobaczył będąc na „starej drodze”. Widziałem jak bracia wychodzą z chorób (również covidowych) po wspólnych modlitwach. Słyszałem o ludziach uzdrowionych w Kaplicy Adoracji do której uczęszczam. Widziałem manifestację złego ducha, która miała miejsce zupełnie obok mnie lub też zaśnięcia w Duchu Świętym, podczas gdy kapłan nakłada ręce na ludzi i modli się na nimi. To wszystko razem było dla mnie solidnym fundamentem do zbudowania silnej wiary.

Człowiek na początku nawrócenia otrzymuje od Pana Boga ogrom łask i emanuje ogromną siłą do życia, a w szczególności otrzymuje łaski i siłę do dzielenia się z innymi z wydarzeniami, których był świadkiem. Opowiadaliśmy o tym wszystkim naszym znajomym, rodzinie i bliskim…. . Niestety nie każdy przyjął nasze świadectwo ze zrozumieniem. Niektórzy nawet sobie z nas żartowali. Dzisiaj wiem, że bez Bożej łaski ja sam nic zdziałać nie mogę.

Choroba

Minął prawie rok od dnia, w którym poszedłem na spotkanie z Wojownikami. Zbliżało się kolejne spotkanie ogólnopolskie, również w Bydgoszczy. Moja małżonka w międzyczasie idzie na badanie, które systematycznie musi powtarzać co ok 6 miesięcy. Jakiś czas temu wykryto u niej polipy na woreczku żółciowym, więc od paru lat musi je kontrolować. Głównie też ze względu na to, że może być obciążona genetycznie (ojciec Karoliny zmarł na raka). Lecz nie to było naszym utrapieniem. Podczas wizyty kontrolnej na USG wyszło coś jeszcze. Oczom lekarza ukazała się duża zmiana na macicy. Doskonale widać ją było na zdjęciu USG. Lekarz zasugerował pilną konsultację ginekologiczną. Gdy usłyszałem te wieści od mojej kochanej żony i obejrzałem zdjęcie USG, zamurowało mnie i nie wiedziałem, co powiedzieć (zmiana miała prawie 6x4cm widać ją na poniższych zdjęciach). Ogarnął mnie smutek i żal.

Wizytę kontrolną u specjalisty mieliśmy zaplanowaną za ok 2 tygodnie. Za nim do niej dotrę, muszę powiedzieć o kilku istotnych wydarzeniach, które miały miejsce i które, jak bardzo dzisiaj wierzę, miały decydujący wpływ na to, co się wydarzyło później. Nadszedł dzień ogólnopolskiego spotkania Wojowników Maryi w Bydgoszczy. Zaangażowany byłem w pomoc przy organizacji tego wydarzenia. Widać było, że coś mnie trapi. Nawet jeden z braci uwiecznił to na fotografii. Krótko przed rozpoczęciem procesji różańcowej ulicami miasta Bydgoszczy, szedłem z bratem Dawidem na miejsce rozpoczęcia. Opowiedziałem mu w jakiej sytuacji się znalazłem z moją małżonką i co mnie smuci. Wymieniliśmy sporo zdań, lecz to jedno najbardziej zapamiętałem: „Błogosław bracie to miejsce choroby, proś w imię Jezusa Chrystusa i na mocy sakramentu małżeństwa o uzdrowienie tego miejsca, czyniąc jednocześnie znak krzyża oliwą egzorcyzmowaną”.

Po powrocie do domu nie zwlekałem z poradą Dawida. Ale najpierw różaniec, z resztą jak co dzień o 21:00 spotykaliśmy się z całą rodziną na modlitwie w intencjach Matki Bożej. Rozżalony, prosiłem Matkę Bożą o jej interwencję w sprawie choroby mojej małżonki. Mówiłem też do Pana Jezusa: „Panie, nawróciliśmy się niedawno i teraz przyszło takie coś? Panie Boże ja Ciebie proszę zabierz tę chorobę od mojej małżonki, bo inaczej nie będę mógł Tobie służyć na tyle, na ile bym chciał. Będę musiał poświęcić więcej czasu dzieciom. Panie Jezu, ale niech Twoja wola się wypełni nie moja. Niech będzie tak jak ty chcesz”.

Pamiętam, że modląc się na różańcu po cichu płakałem. Bardzo mocno leciały mi łzy, do tego stopnia, że zrobiła się kałuża przed moimi kolanami. Dzieci również modliły się z nami i wierzę bardzo, że przyłączały się wtedy do moich intencji. Przed kolejną wizytą u lekarza byliśmy jeszcze na rekolekcjach o nadziei, które głosił ks. Dominik Chmielewski w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bydgoszczy. Każdą chwilę modlitwy w tym pięknym czasie oddawaliśmy w intencji uzdrowienia choroby mojej małżonki. Prosiliśmy dziękując, tak jak uczył nas w tym czasie ks. Dominik. Usłyszeliśmy tam również słowa, które dosłownie wyryły się w naszej pamięci: „Pan Bóg czasami nas sprawdza, czy jesteśmy posłuszni. Często mówi przez najbliższych, znajomych lub po prostu ludzi, których spotykamy i poddaje nas w ten sposób próbie”. Wtedy przypomniały mi się słowa Dawida. Nie pamiętam już dzisiaj kiedy zacząłem błogosławić miejsce choroby. Wiem, że zrobiłem to kilka razy gdy już szliśmy spać.

Uzdrowienie

Dzień wizyty u lekarza przypadał w trzeci dzień rekolekcji. Stał się on jednym z najpiękniejszych dni w naszym życiu. Gdy Karolina weszła do gabinetu, siedziałem niecierpliwie w poczekalni…. . Czas jakby zwolnił tempa, bo ciągle sprawdzałem godzinę. Oczywiście nie obyło się również bez marnowania czasu w mediach społecznościowych. Po ok 30 minutach, nagle przyszła do głowy myśl, aby odmówić różaniec. Szczerze mówiąc będąc w poczekalni nie było to łatwe – mimo że nikogo tam nie było. Po chwili zmotywowałem się do modlitwy! Nieco dyskretnie ściągnąłem różaniec z szyi i po cichutku rozpocząłem modlitwę. Minęła prawie godzina, drzwi gabinetu otworzyły się i wyłania się uśmiechnięta i rozpromieniona twarz mojej małżonki. Wykrzykuje słowa: „nie ma nic, nic nie ma!” . Radość ogarnęła nasze serca, bo Bóg wysłuchał naszych modlitw i oddalił nieszczęście. W samochodzie małżonka zaczęła mi opowiadać o tym, co wydarzyło się za drzwiami gabinetu. Mówiła, jak bardzo lekarz zdziwiony był tym, że nie może nic znaleźć. Pytała się o krwawienia i inne objawy towarzyszące, które powinny mieć miejsce, a przecież nic takiego nie było. Co tu się dziwić, skoro zadziałał nasz Najlepszy Lekarz Jezus Chrystus, Który gdy interweniuje, nie pozostawia nawet blizny. Dziękowaliśmy i dziękujemy Panu Bogu i Matce Najświętszej z całego serca za ten cud uzdrowienia.

Co dało nam nawrócenie i zmiana życia?

To niezwykle istotne pytanie, na które – jak sądzę – odpowiedziałem, opowiadając naszą historię. Gdybym jednak miał ująć to w kilku zdaniach, powiedziałbym tak:

Przed podjęciem decyzji o zmianie naszego życia nie byliśmy świadomi prawdziwego celu naszej ziemskiej wędrówki. Nasze kłótnie były podsycane podszeptami złego, który jedynie zaogniał konflikty. Relacje z dziećmi były trudne, a nasze własne wady przesłaniały nam ich potrzeby i uczucia. Nosiliśmy w sercu rany wyniesione z dzieciństwa, nieświadomie przenosząc je na kolejne pokolenie. Msza Święta nie była dla nas duchowym przeżyciem – traktowaliśmy ją jedynie jako obowiązek, który trzeba wypełnić.

Dziś, po przemianie, dostrzegamy piękno i sens życia w wierze. Relacje między nami oraz z innymi ludźmi uległy głębokiej przemianie. Choć drobne sprzeczki wciąż się zdarzają, nie są one już pełne goryczy i nie są podszyte złymi podszeptami. Potrafimy sobie przebaczać i szczerze przepraszać. Kłótni jest coraz mniej. Nasze więzi z dziećmi umocniły się – zrozumieliśmy, że są one darem od Boga, powierzonym nam w opiekę. Przebaczyliśmy wszystko wszystkim, by móc wzrastać w wierze. Otrzymaliśmy łaskę rozeznania zła i coraz częściej doświadczamy czułej opieki Matki Bożej, która chroni nas pod Swoim płaszczem. Czujemy Jej obecność w wielu trudnych sytuacjach, w których dawniej łatwo moglibyśmy wpaść w sidła złego ducha i jego pułapki.

Zbudowaliśmy głębokie zaufanie do Boga, ucząc się cierpliwości w wielu życiowych sytuacjach. To niezwykle istotne, zwłaszcza gdy powierzamy Mu nasze codzienne troski w modlitwie. Bóg zazwyczaj działa w sposób, który przynosi maksymalne dobro wszystkim zaangażowanym – nawet jeśli nie zawsze od razu to dostrzegamy. Jego mądrość i opatrzność prowadzą nas ścieżkami, które w końcu okazują się najlepsze.

Warto oprzeć całe swoje życie na Jezusie Chrystusie, bo tylko wtedy przetrwasz każdą burzę. Dopóki żyjesz na tym świecie, masz tę szansę – wykorzystaj ją!